Już jakiś czas temu stanęłam przed dylematem wyboru plecaka dla Kuby. Nie było to łatwe zadanie, bo oferta na rynku ogromna. Większość plecaków skierowana jest dla dzieci w wielu szkolnym. My potrzebowaliśmy plecaka na małą wycieczkę, wyjazd na działkę czy na basen, żeby młody sam sobie tachał swoje skarby. Tachał to oczywiście wielkie słowo - bo przecież nie dźwiga jeszcze tyle co porządny pierwszoklasista!!! :) Przy każdym zakładaniu plecaka Kuba oczywiście pęka z dumy jaki to on już duży i sam swoje rzeczy nosi!!! I o to mamusi chodziło, choć nie tylko ;) (zawsze to jakieś parę deko mniej w mojej torbie :))
Założenia: plecak musiał mieć szerokie szelki, ciekawy design i musiał się spodobać Kubie!!!
Oto te, które wpadły mi w oko (klikając w obrazki znajdziecie odnośniki do stron producentów):


 Pixelbags


  
(Fotografie źródło: strony producentów)

Problem okazał się niemały, ale w końcu zdecydowałam się na LittleLife, model dinozaura (dinozarła - jak Kuba zwykł mówić :)
Plecak na żywo prezentuje się bardzo dobrze. Jego atutem jest pas na klatce piersiowej - nie ma obawy, że spadnie z ramionek dziecka. Jest lekki, dosyć pakowny i solidnie wykonany. Posiada szerokie regulowane ramiączka, więc nie ma obaw, żeby otarł delikatną skórę naszych dzieci.
Firma ma w swojej ofercie plecaki z różnych przedziałów wiekowych, ja wybrałam 4+ i jest idealny dla Kuby. Te mniejsze od roku do trzech lat, są dużo mniej pojemne, dodatkowo posiadają smycz dla uciekinierów :) Oba modele posiadają oczywiście adresówkę.

Zobaczcie jak prezentuje się nasz "dinozarł". Zdecydowanie polecamy razem z Kubą!!!

Może macie też jakieś ciekawe inspiracje plecakowe? Podzielcie się nimi :)














PS. Post NIE jest sponsorowany ;)




Nadejszło lato, nadejszły upragnione upały!!!! I już dookoła słyszę, że wytrzymać się nie da, że mogłoby się już ochłodzić... Ale przecież mamy lato, CO NIE???!!! :D Więc cieszmy się ze słoneczka, a nie narzekajmy!!! Upały da się przeżyć nawet na blokach bez klimatyzacji!!! 
Mam dla was kilka rad, które warto wykorzystać, aby upalne dni i noce upłynęły jeszcze przyjemniej :)

  1. Przygotuj w lodówce jedną szufladę z lodami dla ochłody - i sięgaj po nie kiedy zapragniesz, szczególnie po te wodne, najlepiej własnej roboty (na przykład sorbet arbuzowy czy malinowy)
  2. Pij, pij, pij duuuuużo!!!! Zrób lemoniadę, wodę z dodatkiem owoców, czy mrożoną kawę. Tutaj znajdziesz ciekawe pomysły, na które trafiłam dosyć niedawno: klik
  3. Włącz wentylator, mały wiatraczek lub zrób przeciąg chociaż na chwilkę (z dala od dzieci) jeśli to możliwe - najlepiej rano lub wieczorem 
  4. Nie podgrzewaj sytuacji między wami w ciągu dnia - jeśli seksik to tylko po 23 godz :D Niech chociaż będzie te 25 stopni - zawsze to mniej niż w południe :p
  5. Śpij nago!!!!
  6. Zmień pościel na chłodzącą: satynową lub lnianą - broń Boże froty, kory czy tym podobne!!! Te szybko wyrzuć do szafki, niech czekają na zimę :) To samo z kocami!!!
  7. Rób w ciągu dnia zimne prysznice
  8. Pozasłaniaj okna- najlepiej jeśli masz rolety odbijające promienie słoneczne. My rok temu powymienialiśmy na takie właśnie, by zrobiło się chłodniej w mieszkaniu: efekt - zdecydowanie na plus :)
  9. Pozamykaj okna - nie wpuszczaj cieplejszego powietrza do wnętrza mieszkania - chyba, że już jest za późno. Ja wolę choćby delikatny powiew wiatru zza okna niż duchotę
  10. Nie gotuj!!!!!! Jeśli to możliwe :) Przejrzyj dokładnie zawartość zamrażarki - na pewno znajdą się tam gotowe pierogi od babci czy przepyszny bidżis (czyt. bigos). Jeśli trzeba już coś przygrzać to zrób to w mikrofali :)
  11. Jedz arbuza!!! Zaspakaja pragnienie i chłodzi (jeśli jest zimny of course!!!) ;)
  12. Włącz nawilżacz powietrza
  13. Załóż na siebie koszulkę wypłukaną w zimnej wodzie - niech Cię ochłodzi
  14. Jeśli nadal jest Ci za gorąco ucieknij do sąsiadki, szwagierki, która mieszka na parterze, gdzie "ciągnie od piwnicy" (i choć raz w roku cieszy się z tego faktu :D)

A jak już chcesz wyjść na miasto: znajdź tam fontannę i używaj jej do woli :) A wy jakie macie sposoby?


 Miasteczko Mamoko (Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński) było naszą pierwszą książką obrazkową, nie licząc tych dla niemowlaków. Książka zachwyciła nas w takim stopniu, że mamy już prawie wszystkie części. Brakuje nam tylko jednej :) Kuba je uwielbia!!! Swego czasu żadna inna nie wchodziła w grę podczas wieczornego zasypiania. Myślę, że za rok, dwa również Maćka mocno zaciekawi, jak zresztą większość dzieciaczków w wieku od 2 do 5 lat. Książkę można opowiadać dziecku na mnóstwo sposobów - rodzica ogranicza tylko wyobraźnia.

Miasteczko Mamoko poznaliśmy chyba najlepiej. W książce przedstawione są przygody kilkunastu bohaterów, którzy mieszkają po sąsiedzku, bądź spotykają się przypadkowo na mieście. Każda strona jest powiązana z poprzednią, wszystko ładnie się ze sobą układa. Ilustracje ukrywają wiele szczegółów, niektóre z nich odkryliśmy dopiero po kilku tygodniach!!! Kuba najchętniej słucha o przygodach Kacperka Szczeka i Arkadiusza Trąbki, kumplach z podwórka. Ja za to uwielbiam Alicję Rogatą - chciałabym mieć kiedyś tyle czasu co ona na zajęcia fitness, basen, siłownię i oczywiście na pyszną muffinkę z najlepszą krowią przyjaciółką :)
W miasteczku pewien żółw Gerwazy gubi jabłuszka. Dobrą zabawą jest odnalezienie ich wszystkich, skrytych w różnych zakamarkach książki. 


Kolejna część: Dawno temu w Mamoko przeznaczona jest dla chłopców i dziewczynek lubiących odwiedzać stare zamki i słuchać opowieści o księżniczkach i rycerzach. W miasteczku żyła kiedyś czarownica Basia Kociołek, smok - który do końca nie był smokiem, a nawet Robin Łuk :) W czeluściach zamku można spróbować odnaleźć ukryte dukaty, grzyby i inne ciekawe przedmioty.

W Mamoko 3000 przenosimy się do przyszłości. Miasteczko zamieszkały różne roboty, powstała ogromna fabryka, która je produkuje, wszędzie kręcą się nieznani przybysze z innych planet. Większość mieszkańców porusza się dziwnymi pojazdami, którymi urządzają wyścigi w kosmos.


No i ostatnia część, którą posiadamy: Mam Oko na litery. Jak dla mnie must have w biblioteczce dzieciaków, które uczą się czytać. Na każdej stronie mamy za zadanie odnaleźć kilkanaście przedmiotów zaczynających się na daną literę. Fajna zabawa - zwłaszcza, że gdy wyczerpią nam się pomysły na wyrazy po polsku możemy ich szukać w innych językach :) 

Ze wszystkich części Mamoko najbardziej przywiązaliśmy się do pierwszej i szczerze ją polecam. Wszystkie książeczki uczą, a także ćwiczą spostrzegawczość oraz pamięć czytelników.